Strona główna  |  Wydawnictwo  |  Wydania cyfrowe  |  Kontakt  |  Reklama

 
Aktualności

»


Kolonie nie dla każdego - komentuje Alicja Dąbrowska

Tylko co trzecie dziecko pojedzie tego lata na wakacje – poinformowała Polska Agencja Prasowa, powołując się na badania przeprowadzone na rzecz Biura Informacji Gospodarczej InfoMonitor oraz Biura Informacji Kredytowej.

Dalej w raporcie można przeczytać, że sześcioro na dziesięcioro dzieci dotąd nie miało okazji wyjechać z domu na wakacje ani na ferie zimowe. Największe szanse na wyjazd będą miały dzieci z centralnej Polski, najmniejsze – północnej i wschodniej.
Oczywiście „prawdopodobieństwo wyjazdu znacząco wzrasta, jeśli dziecko mieszka w jednej z liczących ponad pół miliona mieszkańców aglomeracji. (...) Na zorganizowany wypoczynek może liczyć 43 proc. dzieci z Krakowa, Łodzi, Poznania, Wrocławia i Warszawy, czyli niemal dwa razy więcej niż na wsiach i w małych miasteczkach"
– podkreślono w raporcie. No i osoby pochodzące z tychże miast są też gotowe wydać najwięcej na wypoczynek swoich pociech.

Te liczby wcale nie dziwią. Wydaje się nawet, że sytuacja niewiele odbiega od tej sprzed kilku dekad, kiedy to i ja byłam w grupie szczęśliwców wyjeżdżających na kolonie.

Choć mieszkaliśmy na wsi na Polesiu Zachodnim i rodzice byli rolnikami, ojciec miał też skromną posadę w pobliskim miasteczku. I to dzięki niej najpierw moje starsze siostry, a potem i ja mogłyśmy kilka razy w życiu zakosztować „zorganizowanego wypoczynku”. Na ogół zawsze – czy owe kolonie były organizowane w Lubelskiem, Wielkopolsce czy na Kielecczyźnie – dzieci z prowincji, a zwłaszcza ze wsi, prawie w ogóle tam nie było. Raz zdarzyło się nawet, że byłam jedyna.

Wiadomo – trzeba było pomagać w gospodarstwie, wielu rodziców nie było stać na podobne wydatki, a i zwyczajnie nikt nie stwarzał zbytnich możliwości wyjazdu dla takich jak my. Nie istniały jeszcze wszelakie fundacje, unijne programy pomocowe, nie działali lokalni aktywiści (tzn. działali, ale na polu jedynej słusznej partii). Było to przecież grubo przed 1989 r. i demokratycznymi przemianami.
Patrzę więc na dzisiejsze statystyki z pewnym smutkiem.
Oczywiście można by też powiedzieć, że wiejskie dzieci i tak mają na co dzień lepsze powietrze, dostęp do natury na zawołanie i zdrową żywność wprost z rodzinnego ogródka. Ale przecież nie tylko
o zdrowie w wakacyjnych wyjazdach chodzi. Także o odkrywanie kraju, budowanie nowych relacji, ćwiczenie się w samodzielności... Chyba nie trzeba o tym nikogo przekonywać.

2016-08-08 09:30:00

powrót

Dołącz do dyskusji na stronie

»

Komentarz:
Text:
Podpis:
Nazwa:
WWW:

Wysłanie komentarza oznacza ze zgadzam się na regulamin.
Dołącz do dyskusji na FB

»

 
Sylwetka

»




»Katarzyna Krawiczyńska, właścicielka biura Herkules Express w Słupsku  » więcej





Newsletter

»

Zamów newsletter