Kiedy gospodarka kuleje, ludzie przechodzą w tryb oszczędzania, uważali eksperci od finansowania. To przekonanie doprowadziło ich do konkluzji, że w firmy turystyczne w najbliższym czasie nie warto inwestować. Skutek? 6,4 mld dol. strat.
Wnioskowanie wydawało się logiczne – kiedy stopy procentowe idą w górę, gospodarka się załamuje, ludzie tracą pracę, więc zaczynają oszczędzać, a zatem podróżują mniej. Taki scenariusz wyobrażały sobie w zeszłym roku niektóre amerykańskie fundusze hedgingowe, teraz okazuje się, że się pomyliły. Po pierwsze sytuacja ekonomiczna jest w miarę stabilna, a spadki realnych przychodów ludzie kompensują sobie w inny sposób – z wyjeżdżania nie rezygnują. To powoduje, że akcje firm turystycznych rosną, co dla potencjalnych inwestorów, którzy nie wierzyli w przyszłość sektora oznacza straty w wysokości prawie 6,4 mld dol., wynika z danych S3 Partners i Breakout Point, które jako pierwszy pokazał Financial Times, a przywołał portal Capital.
Fundusze hedgingowe zajmują się tzw. krótką sprzedażą. Chodzi o transakcje na papierach wartościowych, które nie są własnością sprzedającego. Firma, która nimi zarządza, może je odsprzedać drożej, kiedy przewiduje, że dojdzie do spadku ich wartości, a potem znów kupić po niższej cenie. Im większa różnica w kursach, tym większy zarobek.
I właśnie z tego założenia wyszły fundusze takie jak Qube Research and Technologies i Tellworth Investments, które zainteresowały się akcjami armatorów Carnival, Royal Carribean czy Norwegian. Ponieważ wartość akcji poszła w górę, zarządzający nimi musieli zamykać transakcje. Skutkiem były straty o wartości 2,9 mld dol. Kolejne wynikały z obrotu akcjami Airbnb i Booking.com, które w tym roku podrożały odpowiednio o 70 i 44 proc. MG