Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS) utrzymał karę w wysokości 2,42 miliarda euro nałożoną przez Komisję Europejską na Google za nadużywanie pozycji dominującej. Częściowo dotyczyło to także branży turystycznej.
Komisja Europejska uznała, że Google stawiał konkurentów w niekorzystnej sytuacji – w wynikach wyszukiwania w pierwszej kolejności prezentował oferty w ramach własnego produktu „Zakupy Google”. To stawiało na przegranej pozycji firmy, które mogły mieć atrakcyjniejsze cenowo propozycje, skutkiem czego konsumenci płacili więcej niż musieli. Firma odwołała się od decyzji Brukseli, która nałożyła na nią karę w wysokości 2,4 miliarda euro, ale Europejski Trybunał Sprawiedliwości utrzymała ją w mocy. Problem dotyczył różnych sektorów, między innymi hoteli, przypomina niemiecki portal branży turystycznej Reise vor-9. W wyniku tych praktyk porównywarki cenowe poniosły wielomiliardowe szkody.
Działanie Google było niezgodne z zapisami nowej dyrektywy o rynkach cyfrowych, a firma musi dostosować wyniki w obszarze wyszukiwania usług turystycznych, aby uniknąć dalszych kar. Okazuje się jednak, że zmiany spowodują spadek widoczności oferty hotelowej. Markus Luthe, dyrektor generalny Niemieckiego Stowarzyszenia Hoteli (IHA), twierdzi, że wpływ na branżę hotelarską będzie miał dramatyczne konsekwencje. W testach AB usunięto linki do hoteli w Mapach Google, a także do hoteli Google. Organiczne wyniki wyszukiwania są już prawie niewidoczne. Ze wstępnej oceny Komisji Europejskiej wynika, że Google będzie musiał w ramach zmian w pierwszej kolejności prezentować wyniki porównywarek oraz internetowych agencji turystycznych (OTA), czyli propozycje pośredników a nie samych hoteli. Prezes mówi, że nie ma to nic wspólnego z uczciwą konkurencją i ochroną konsumentów.
Ekspert jest przekonany, że w przyszłości bezpośrednich rezerwacji będzie mniej. - Tracimy widoczność – alarmuje. Nawet wyniki Google Ads uległy drastycznemu pogorszeniu. - Średnio odnotowaliśmy spadek liczby kliknięć, a w konsekwencji także rezerwacji, o 30 procent i więcej – mówi.
Google chce prezentować wyniki w prawidłowy sposób, ale musi zmienić swoje praktyki, by uniknąć dalszych kar. Kompromisem mogłoby być to, że w przyszłości da użytkownikowi wybór - za pomocą jednego kliknięcia sam by decydował, czy woli otrzymywać listę wyników OTA, czy bezpośrednio od obiektów. Obecnie trwają testy, ale ich wynik jest niepewny. Luthe uważa, że miesiącem decyzji będzie wrzesień. Może się okazać, że KE zadecyduje o dalszych ograniczeniach, ale wówczas z wyszukiwarki Google, jaką znamy obecnie, niewiele by zostało.