MROT się bawi, NIK kontroluje
Zmiany w Mazowieckiej Regionalnej Organizacji Turystycznej będą głębsze i większe, niż
wskazują na to same personalia. Zwrotnicę na drodze MROT przestawiła...NIK.
Mazowiecka ROT tym się różniła od swoich piętnastu odpowiedniczek w innych województwach, że główny płatnik – urząd marszałkowski – niewiele miał w niej do powiedzenia. Co prawda były prezes Artur Buczyński to radny wojewódzkiego sejmiku, ale też równocześnie zastępca burmistrza dzielnicy Praga-Północ miasta Warszawy.
Za przedstawiciela marszałka uważano Izabelę Stelmańską, zastępcę dyrektora Departamentu Promocji, Kultury i Turystyki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego, członka zarządu Mazowieckiej Regionalnej Organizacji Turystycznej. Nie znajdowała się ona jednak w gronie, w którym najczęściej zapadały decyzje finansowe. Tak przynajmniej wynika z jej odpowiedzi na pytania kontrolera NIK drążącego temat kredytu w wysokości 240 tys. zł zaciągniętego dla pokrycia ujemnego bilansu MROT za rok 2008. Samorząd województwa mazowieckiego, wpłacając w tamtym czasie do budżetu organizacji 700 tys. zł (a z kolei w 2009 r. – 800 tys. zł), miał podczas walnego zgromadzenia członków tylko jeden mandat, a co za tym idzie, jeden głos.
W 2009 r. do grona płatników dołączył jeszcze Urząd Miasta Stołecznego Warszawy, wnosząc 400 tys. składki. O takiej sytuacji – brak nacisków i hojni członkowie – marzy wielu działaczy ROT poddawanych nieustannej presji ze strony polityków. Dla odmiany przedstawiciele biznesu turystycznego byli w prezydium wręcz nadreprezentowani w stosunku do liczby branżowych członków MROT. Funkcję wiceprezesa pełnił Tadeusz Milik z Furnel Travel International, skarbnika – Andrzej Szymański, prezes WIT, właściciel firmy Astur. Ponadto w zarządzie znaleźli się należący do środowiska turystycznego biznesu Sławomir Wróblewski z Meetings Management, choć tu w roli przedstawiciela LOT Północnego Mazowsza, i Wojciech Koprowski, sekretarz zarządu z ZG PTTK. Inni członkowie zarządu to przedstawiciele lokalnych struktur samorządowych (burmistrz Pułtuska, starosta Płocka) oraz LOT-ów.
Dziel i rządź
W MROT brakowało – co wytknięto w protokole NIK – przyjętego uchwałą zarządu rocznego planu finansowego (plan na rok 2009 uchwalono dopiero 29 maja 2009 r.). Brakowało regulaminu określającego zasady wspierania przedsięwzięć przez organizację. Niejasne były obieg dokumentów finansowych, struktura biura, kompetencje jego urzędników. Decyzje o udzieleniu wsparcia nie zawsze miały formę uchwał, nawet gdy podejmowano je na posiedzeniach zarządu czy prezydium. Był zwyczaj, że płatności regulowano po prostu na telefon prezesa. Kontrola wykazała jednak nie tylko brak odpowiednich parafek. Część decyzji nie miała żadnego uzasadnienia merytorycznego, np. wsparcie kwotą 20 tys. zł rajdu uczniów „Szlakiem Stefana Czarnieckiego”. Impreza bowiem nie miał nic wspólnego (poza miejscem odjazdu i powrotu) z Mazowszem, bo na tym terenie sławny hetman walk nie toczył. Licealiści zaś jechali przez Hamburg do Danii i przez Wielkopolskę do Częstochowy.
NIK zwraca również uwagę na to, że opracowanie ważnych projektów zlecano na zewnątrz także wtedy, gdy mogli się tym zająć pracownicy biura w ramach otrzymywanego wynagrodzenia. W trudnym roku 2008, kiedy MROT musiała zaciągać kredyt na załatanie budżetowej dziury, członkowie zarządu inkasowali spore wynagrodzenia (blisko 39 tys. zł, ponad 28 tys. zł) za zlecane im projekty.
MROT dopłacała do wizyt studyjnych przedstawicieli Tajwanu (3,9 tys. zł) i Japonii (7,2 tys. zł). Azjaci przed rokiem Chopina – jak najbardziej! Tyle że na Mazowszu wizytowali jedynie Żelazową Wolę, a MROT płaciła także za organizowane w Warszawie (wówczas niebędącej członkiem MROT) koncerty i bankiety, a nawet za podróże do Krakowa i Wieliczki. Podobnie rzecz się miała z gośćmi z Danii (15,7 tys. zł) zaproszonymi przez MROT w Warszawie, a oglądającymi mazowiecką krainę głównie z okien samolotu podczas lądowania na Okęciu.
Kto jest kim na targach?
Znaczącą pozycję w wydatkach MROT stanowił udział w targach, także zagranicznych, czasem egzotycznych (Japonia). Rzecz sama wcale nienaganna, podobnie jak fakt, że jeździli na nie głównie prezes i wiceprezes. Nic dziwnego: Tadeusz Milik ma w końcu doświadczenie w ściąganiu turystów do Polski, pełni przecież funkcję przewodniczącego Forum Turystyki Przyjazdowej, no i co za tym idzie, jest bardziej kompetentny biznesowo od przeciętnego urzędnika. Jego targowa aktywność bulwersowała jednak niektórych członków MROT, bo reprezentował na stoisku Mazowsza, według doniesień, także własne biuro, które nie figurowało jako oficjalny wystawca.
No i pozostaje jeszcze sprawa kontaktów z POT. Statut MROT mówi wyraźnie o współpracy z Polską Organizacją Turystyczną. W styczniu 2009 r. MROT zawarła więc z POT porozumienie, m.in. na wydawanie materiałów promocyjnych, redagowanie stron internetowych, upowszechnianie dobrych praktyk, szkolenia. Takie zadania POT chciała w 2009 r. wesprzeć kwotą 56 tys. zł, przy wkładzie własnym MROT w wysokości 58 tys. Umowy nie skonsumowano. Prezes Buczyński argumentował, że powodem zrezygnowania z dotacji była zła sytuacja finansów. W końcu MROT nie miała obowiązku przyjęcia i wydania na cele statutowe 56 tys. zł.
Nic nie jest takie, jak się wydaje
Emocje dziennikarza stołecznego dodatku gazety „Super Express” rozpaliły z kolei wydatki gastronomiczne organizacji. Nagłówek z 7 lipca, obok zdjęcia Artura Buczyńskiego, krzyczał: „Burmistrz roztrwonił 200 tys. zł”. Autor doniesienia podliczył wydatki reprezentacyjne, głównie gastronomiczne, wrzucając do jednego worka te uzasadnione (kolacja z delegacją zagraniczną) i te wątpliwe, by walnąć po oczach wystarczająco okrągłą kwotą. Czytelnik dowiaduje się z tekstu, że Buczyński jako prezes MROT „pozwalał pracownikom lekką ręką wydawać publiczne pieniądze na zbytki”. Artykuł opatrzono zdjęciem podpisanym: „Burmistrz /…/ do godz. 2 w nocy gościł ze swymi pracownikami z MROT w hotelu Lord”. Oczywiście dziennikarz nie ma pojęcia, co to jest MROT. Gdyby wiedział, może sprawdziłby, że etatowych pracowników organizacji, czyli osób zatrudnionych
w biurze, prezes raczej nie rozpieszczał – w ramach oszczędności obcięto im pensje o jedną czwartą. A zdjęcie przedstawia po prostu kolację w gronie członków zarządu. W tym jednak wypadku gazecie chodziło o to, by dopiec wiceburmistrzowi dzielnicy Praga-Północ, której urząd był miejscem sławetnej walki PiS – PO. Niegospodarność w zarządzaniu pieniędzmi publicznymi służyła bowiem głównie do okładania politycznych przeciwników. W MROT wbrew pozorom bardzo liczyło się, kto jest od marszałka Struzika (PSL), a kto od prezesa Buczyńskiego (PO). Nawet kontrola NIK była podejrzana – nasłali ją oczywiście przeciwnicy polityczni prezesa.
Czy branża stanęła w tym wypadku pośrodku jako apolityczna siła zdrowego rozsądku? Po przeprowadzeniu kilku rozmów (nie do publikacji, jak zastrzeżono), można w to wątpić. Emocje polityczne i wcale niemałe ambicje personalne starannie jednak skrywano. Na walnym zgromadzeniu, które wybrało nowy zarząd, panował istny wersal. Pozytywnie oceniono minioną kadencję – według przekazanej uczestnikom wersji kontrola NIK wykryła tylko drobne niedociągnięcia, które szybko zostały naprawione. Wreszcie ze łzami pożegnano dynamicznego prezesa. A prezes rezygnował z funkcji z własnej nieprzymuszonej woli i z nadmiaru innych obowiązków. Choć też łza mu się w oku kręciła.
Liliana Olchowik
2010-09-20 12:10:00
powrót
Dołącz do dyskusji na stronie
»