Księgowa PART SA odwołuje zeznania
W kwietniu odbyły się dwie rozprawy przeciwko głównej księgowej PART SA, oskarżonej o współudział w przywłaszczeniu ponad 5 mln zł i obie zakończyły się niczym. Sprawa wraca do prokuratury, gdzie materiał dowodowy będzie uzupełniany jeszcze przez długie miesiące.
Prokurator, czytając akt oskarżenia, przez blisko godzinę wymieniała daty i kwoty podejmowane przez Elżbietę W. z bankowych kont PART SA na podstawie czeków, zleceń wypłaty oraz karty kredytowej. Od 2004 do 2010 r. Elżbieta W. odwiedzała bank co kilka dni, co tydzień wyjmując po 25 tys., 10 tys., 6 tys., 4 tys. zł. Między bankiem a kasą PART SA zniknęło 5 mln 204 tys. zł. Zasada obowiązująca w PART SA była prosta: księgowa uzasadniała, na co potrzebne są środki, i wypisywała czek (za prezesowania Anny Somorowskiej) lub zlecenie wypłaty (za Andrzeja Sai), a prezes lub członek zarządu i prokurent ów dokument podpisywali.
Elżbieta W. i Ewa J. cieszyły się nieposzlakowaną opinią. Pracowały w PART SA od dawna, prowadząc finanse spółki. Nikt nie zauważył (także żaden z rewidentów czy audytorów sprawdzających finanse firmy), że od 2004 r. raporty kasowe były fałszowane, podobnie jak niektóre faktury i przelewy między spółką PART a spółkami córkami. W miejsce topniejącej sumy wyciągi pokazywały kwotę, którą PART SA powinien na kontach posiadać. Odbywało się to za pomocą kserowania, wycinania i przeklejania cyfr, skanowania, aż dokument wyglądał autentycznie. Proceder można prześledzić na podstawie teczki z owymi wyklejankami, pozostawionej w pokojach księgowości, a znalezionej po skoku Ewy J. i Elżbiety W. do Wisły. Z tej samobójczej próby żywa wyszła tylko Elżbieta W.
Gdzie się podziało pięć milionów?
Wiosną 2009 r., aby odwlec moment konfrontacji, obie księgowe wzięły kredyty (w sumie 900 tys. zł) i wpłaciły na ogołocone konto PART SA, by firma mogła funkcjonować. Wybierane przez nie wcześniej pieniądze (wg zeznań) „się rozeszły” na „codzienne potrzeby” oraz na pomoc znajomym w tarapatach. Obie księgowe przezornie przeprowadziły w 2009 r. rozdzielność majątkową ze swymi małżonkami.
Prezes Andrzej Saja dowiedział się o dramatycznym wydarzeniu z topieniem się swoich księgowych w Wiśle od dziennikarza „Super Ekspressu” i natychmiast przyjechał do siedziby firmy. Komisyjnie otworzono biuro, by zabezpieczyć dokumenty księgowości. Prezes złożył doniesienie do prokuratury, a do PART SA wkroczyli biegli rewidenci.
To nie mój podpis
Po próbie samobójczej kolejne miesiące Elżbieta W. spędziła na badaniach psychiatrycznych. W śledztwie przyznała się do defraudacji i potwierdziła prawdziwość swoich podpisów pod raportami kasowymi. Chciała (6 września 2011 r.) dobrowolnie poddać się karze dwóch lat w zawieszeniu i grzywnie w wysokości 10 tys. zł. W sądzie jednak, 4 i 12 kwietnia 2012 r., swe wcześniejsze zeznania odwołała, mówiąc, że przedtem czuła się winna niedopełnienia obowiązków służbowych i chciała uniknąć procesu, by „nie rozdrapywać ran”. Teraz swoim zeznaniom ze śledztwa zaprzeczyła: „kwota niedoboru wymieniona w akcie oskarżenia nie pokrywa się z sumą kwot, które pobrałyśmy i nie wpłaciłyśmy do kasy spółki. Nie jestem pewna, czy pod okazanymi mi dokumentami widnieje mój podpis”. I zażądała ekspertyz, a jej obrońca złożył odpowiedni wniosek. Sąd po krótkiej przerwie przychylił się do wniosku obrony, choć prokurator ostrzegała, że jest to zwykła gra na zwłokę. Kosztowne badanie setek dokumentów przez biegłych potrwa wiele miesięcy. Wszystko wskazuje na to, że nieprędko doczekamy się ukarania winnych.
W sprawie PART SA toczą się równolegle dwa inne śledztwa: przeciwko Elżbiecie W. o fałszowanie dokumentów i przeciwko Januszowi P. (wiceprezes w zarządzie Anny Somorowskiej) o spowodowanie znacznych strat spółki. Janusz P. także poddał się badaniom psychiatrycznym.
Dla porządku przypomnijmy, że mowa tu o roztrwonieniu ponad 10 mln zł przeznaczonych na rozwój turystyki, a uzbieranych przez branżę. JO
2012-06-29 12:53:00
powrót
Dołącz do dyskusji na stronie
»