Na rynku funkcjonuje coraz więcej „klubów”, np. miłośników gór czy fotografii, które pod hasłami kursów organizują wycieczki. Nieuczciwi przedsiębiorcy znaleźli nowy sposób na prowadzenie działalności niezarejestrowanej.
Zasada działania jest prosta. Wystarczy założyć stronę internetową klubu, np. wielbicieli Himalajów, trekkingu, francuskich winnic czy parków rozrywki. Taka strona powinna mieć bogatą, profesjonalnie przygotowaną szatę graficzną i zawierać rzeczowe informacje na temat przedmiotu zainteresowania. Jej założyciel przedstawia się jako pasjonat danego zagadnienia i jako taki zachęca innych do zgłębiania tematu razem z nim. Organizuje cykliczne imprezy typu: kursy fotografii na Borneo, wycieczki rowerowe po Mongolii lub objazdy po europejskich parkach rozrywki. Na stronie prezentuje ofertę wyjazdów ze szczegółowym programem, przy czym ważne jest, żeby nie była to typowa oferta wypoczynkowa. Internauta pod wpływem informacji, że wycieczkę, np. do francuskich winnic organizuje profesjonalny sommelier, ulega sugestii, że nie ma osoby lepiej przygotowanej do organizacji takiego wyjazdu.
Dochody nieujawnione
– Szara strefa obecnie to także takie kluby czy stowarzyszenia, które nie rejestrują swojej działalności i reklamują się głównie przez strony internetowe – powiedział Jarosław Durbas, właściciel biura Trekking Team. – Często pojawiają się te organizujące wyjazdy trekkingowe i trampingowe – mówi. Jak takim nieformalnym klubom udaje się bez kłopotu funkcjonować jako organizatorzy turystyki? – Dyrektywa 90/314 o imprezach turystycznych nie precyzuje, kto może, a kto nie może być organizatorem turystyki. To znaczy, że nie ma znaczenia, kto oferuje do sprzedaż imprezy turystycznej: czy jest to przedsiębiorca, parafia, klub, stowarzyszenie czy Jan Kowalski – mówi Paweł Niewiadomski, prezes PIT. – Kwestią kluczową w przypadku szarej strefy jest zarobkowanie. W sytuacji, gdy takie podmioty nie prowadzą żadnego rozliczenia z tytułu organizacji wycieczek, nie wiadomo, czy osiągają zyski. Niewykluczone, że do tego dochodzi – dodaje. „Kluby” nie rejestrują swojej działalności, nie mają numeru NIP i nie wystawiają faktur. Czasami w związku z tym udzielają 23 proc. rabatu. Niektórzy organizują wycieczki w ramach innej prowadzonej przez siebie działalności. Jedna z warszawskich akademii jogi organizuje wyjazdy m.in. do Nepalu. Organizatorzy proszą, by w tytule przelewu „koniecznie” wpisać: „Karnet za zajęcia jogi Nepal 2012”.
Co może urząd?
W świetle znowelizowanej Ustawy o usługach turystycznych urzędy marszałkowskie mogą skontrolować taką firmę. – Marszałek województwa jest upoważniony do kontroli działalności w zakresie organizowania imprez turystycznych, prowadzonej przez przedsiębiorców i inne osoby niezgłoszone do rejestru – informuje Piotr Odorczuk z małopolskiego UM. Najpierw jednak do urzędu musi wpłynąć zawiadomienie lub podejrzenie, że dana firma bądź osoba taką działalność prowadzi. A to, w przypadku „klubów” funkcjonujących za pośrednictwem stron internetowych, nie jest kwestią łatwą do zweryfikowania. – Z ofertami prezentowanymi na stronach internetowych jest sytuacja skompliko- wana o tyle, że właściciel strony, umieszczając ofertę wycieczki, nie ma obowiązku ujawniania, kto jest jej organizatorem. To następuje dopiero przy podpisaniu umowy z klientem. Wówczas musi zaznaczyć, czy sam jest organizatorem, czy też inny podmiot, którego jest pośrednikiem – mówi Paweł Niewiadomski. Klienci jednak nie zawsze dysponują wiedzą, jak powinna wyglądać właściwie przygotowana umowa oraz jakimi dokumentami powinien się legitymować organizator turystyki.
Jednakże to u zarejestrowanych touroperatorów przeprowadzane są kontrole przez UOKiK, UM KRD (który wciąż informuje o długach biur podróży) czy w końcu urząd skarbowy. A w nowo powstających „klubach” – nic z tych rzeczy. Nawet jeżeli urząd marszałkowski wykryje takiego nieuczciwego przedsiębiorcę, może mu zakazać prowadzenia działalności najwyżej na 3 lata. Co jednak stoi na przeszkodzie, żeby założyć nową stronę internetową i wciąż się nie rejestrować? Błędne koło systemu powoduje, że pseudoorganizatorzy czują się bezkarni i mogą bez większych przeszkód funkcjonować w szarej strefie. AO