Strona główna  |  Wydawnictwo  |  Wydania cyfrowe  |  Kontakt  |  Reklama

 
Artykuły » Biura

»

Na półmetku wszyscy tracą

Tegoroczne pomysły na zabezpieczenia przed wahaniami kursowymi tylko w części zdały egzamin Hedging miał być lekiem na całe zło. W tym roku z rewolucyjnym pomysłem zabezpieczeniem swojej ekspozycji walutowej wyszło TUI. I wyszło... jak Zabłocki na mydle. Tyle pocieszenia, że inni mają jeszcze gorzej.

Magdalena Kowalska
W maju TUI szumnie ogłaszało swój nowy sposób na zabezpieczenie przed szybującymi cenami euro i dolara. Hedging miał być dla firmy wybawieniem po trudnym zeszłym roku. Wtedy touroperator podawał ceny w euro, ale ze względu na słabą złotówkę okazały się one dla Polaków za wysokie. – Tegoroczną operację poprzedziliśmy wprowadzeniem kosztownych instrumentów finansowych
– mówi Marek Andryszak, prezes TUI. – Zawarliśmy z bankiem umowę hedgingową, która zabezpieczała nas i naszych klientów przed ryzykiem wahań kursowych i ewentualną koniecznością wprowadzenia dopłat, co zrobiło kilku wiodących touroperatorów w związku
z umacniającą się złotówką – tłumaczy. Dzięki tym działaniom złoty jest przeliczany na euro i dolara po kursach z jesieni 2009 r., czyli czasu, kiedy przygotowane były kalkulacje wycieczek na lato. Wówczas euro kosztowało 4,20 zł, a dolar 2,80 zł. Jak informują przedstawiciele TUI, wartość umowy z bankiem opiewa na 100 mln dol. i ma zabezpieczać 100 proc. kosztów ponoszonych przez firmę w tym sezonie.

Hedging sauté
Pomysł nie taki zły, ale operacja mogła być przeprowadzona lepiej, komentują działania TUI analitycy walutowi. – Biuro, które zabezpieczyło swoje zobowiązania odpowiednio po kursach 4,20 oraz 2,80, musi obecnie dopłacać do swojej oferty europejskich wczasów – mówi Tomasz Szecówka z departamentu doradztwa Domu Maklerskiego TMS Brokers
– Jedynie w okresie pierwszych wyjazdów, kiedy kurs euro/złoty osiągał tegoroczne maksima w okolicy 4,23 zł za jedno euro, takie zabezpieczenie mogło być efektywne. Jednocześnie poziom 2,80 na parze dolar/złoty był jednym z niższych we wspomnianym na początku okresie (wrzesień 2009 – lipiec 2010) i zabezpieczenie zakupu dolarów po takiej cenie było bardzo dobrym posunięciem. Choć najprawdopodobniej przypadkowym – dodaje Szecówka.
Zdaniem ekspertów podstawowym błędem TUI było skorzystanie z hedgingu o charakterze pasywnym. Jego podstawową wadą jest brak możliwości wykorzystania zachodzących na rynku, korzystnych dla firmy, zmian poziomów kursów. Obecnie możliwe jest zawarcie umów, które pozwalają na czerpanie zysków, jeśli wahania kursów działają na korzyść podmiotu zawierającego umowę z bankiem. Marek Andryszak przekonuje jednak, że z jego perspektywy operacja miała sens. – Głównym celem hedgingu było zabezpieczenie interesów firmy oraz naszych klientów, ponieważ w wyniku tego zabiegu nie musimy wprowadzać dopłat. W przyszłości będziemy obserwować rynek i podejmiemy wszelkie działania, aby zabezpieczyć interesy turystów – podkreśla prezes TUI.
Policz i dolicz
Pozostałe biura próbowały walczyć z falującymi kursami starymi znanymi metodami. Exim Tours również zabezpieczyło swoich klientów przed dopłatami, wykorzystując jedną z prostszych metod: wliczenie ryzyka wahań w cenę wycieczki. – Jako jedyna firma na rynku mamy gwarancję niezmiennej ceny dla klienta obowiązującą przez cały rok. Dla turystów, którzy z nami wyjeżdżają, to ogromny plus, dla nas gra marketingow, i to w dodatku dość ryzykowna – tłumaczy Piotr Czorniej
z Exim Tours. Aby zminimalizować ryzyko, firma postanowiła założyć sobie widełki na poziomie 10-15 proc. dotyczące zapełnienia miejsc w samolocie
i wahań kursów walut. – Na razie taki system nam się opłaca i planujemy zastosować go również w przyszłym roku. W żadnym wypadku nie przekroczyliśmy zakładanych różnic – podkreśla Czorniej. Zdaniem ekspertów z TMS Brokers skalkulowany przez biuro wzrost cen wyjazdów był przeszacowany dla wypoczynku opłacanego w europejskiej walucie, co musiało się odbić na konkurencyjności oferty. – W odniesieniu do obecnego kursu (4,14 z 19 lipca 2010 r.) mieliśmy do czynienia
z 8,33-proc. wzrostem. Zwyżka cen
o 15 proc. okazała się nieefektywna dla kursu pary dolar/złoty, w porównaniu do obecnego kursu (3,19 z 19 lipca 2010 r.), wzrost ten wyniósł 17,93 proc. – analizuje ekspert TMS Brokers.
Pech ryzykanta
Obydwie firmy nie obroniły się przed zmorą ekspozycji walutowej, próbowały jednak z nią walczyć.
W najgorszej sytuacji w tym roku są ci, którzy nie zrobili nic i czekali na rozwój sytuacji. Biuro, które zawierzyło losowi, musi obecnie uwzględnić wzrost cen wypoczynku w skali 8,33 proc. w przypadku ofert wyjazdów europejskich, jest to ok. 32 gr na jednym euro, oraz 17,93 proc. w przypadku ofert wycenianych w dolarze, czyli ok. 48,5 gr na jednym dolarze. Dla przykładu przy kosztach wycieczki w wysokości 10 tys. euro lub dolarów, dodatkowy koszt to 32 tys. zł dla strefy euro lub 48,5 tys. dla wycieczek do Egiptu czy Tunezji.


Sezon tańszy o 9 procent
Biura oceniają sprzedaż wakacyjnej oferty


Pod palmą czy pod gruszą? Sprawdzamy, jak sprzedawała się oferta Lato 2010.
Touroperatorzy ostrożnie podeszli do tematu sprzedaży tegorocznych wakacji. Większość organizatorów nie wprowadzała nowości, raczej zachęcała turystów obniżonymi cenami w obawie przed powtórzeniem fatalnych notowań z 2009 r. – Ponad 90 firm średnio obniżyło ceny o 9 proc. dosłownie na progu sezonu – zauważa Andrzej Glapiak z EasyGo.pl i Wakacje.pl. Według Józefa Ratajskiego, wiceprezesa PIT, większość touroperatorów wykazała się zdrowym rozsądkiem, zmniejszając swoje zamówienia i ograniczając je do najpopularniejszych kierunków. GJ

W kwietniu sytuacja w kraju i na świecie raczej nie skłaniała klientów do rezerwowania wakacji. – Znaczny, dynamiczny wzrost zainteresowania wycieczkami obserwujemy dopiero od początku czerwca. Podejmowanie przez klientów decyzji o wakacjach na krótko przed urlopem przypomina sytuację z ubiegłego roku – podkreśla prezes Orbisu Andrzej Studnicki. – W okresie tzw. first minute sprzedanych zostało 35 proc. miejsc zaplanowanych na sezon letni i jesteśmy umiarkowanie zadowoleni z tego wyniku – dodaje.
Podobną sytuację obserwuje Adam Drąg z OK. Tours. – W dalszym ciągu odczuwamy kryzys, klient bardziej pilnuje swoich pieniędzy, a to przekłada się na zakup tzw. lastów – mówi. Przedstawiciele Polskiej Izby Turystyki widzą w tym jednak szansę dla krajowego rynku. – Przewidywaliśmy, że w szczycie sezonu, czyli od 15 lipca do 10 sierpnia, w polskich biurach podróży nie będzie lastów, gdyż zeszłoroczne doświadczenie wykazało, że pewien odsetek takich ofert się nie sprzedał. Skoro zaś nie można ich kupić, Polacy decydują się na wakacje w kraju. Czemu dodatkowo sprzyja pogoda – podsumowuje Józef Ratajski.

Branża na wulkanie
Nie bez znaczenia pozostają też stosunkowo niedawna erupcja wulkanu na Islandii, a także powódź w Polsce.
– Wyraźnie odczuliśmy też katastrofę samolotu prezydenckiego i konsekwencje kryzysu wulkanicznego. Nasze samolotowe obozy odnotowały spadek sprzedaży ok. 30-40 proc. Rodzice nie wysyłają swoich dzieci samolotem na wakacje, jeżeli świeżo w pamięci mają taką tragedię – wyjaśnia Drąg.
Z drugiej strony dziwić może fakt, że wielu touroperatorów nie zauważa spadku zainteresowania trapioną strajkami i kryzysem Grecją. Według prezesa Triady Piotra Zawistowskiego jest to jeden z najpopularniejszych obecnie kierunków.
Także szef biura Grecos Holiday nie zauważa spadku zainteresowania tą destynacją, szczególnie zaś wyspami Kretą czy Rodos.
– Owszem, było spowolnienie około kwietnia, wszystkie te wydarzenia, jak tragedia w Smoleńsku, pył wulkaniczny czy powodzie, osłabiły ruch turystyczny. Jednak już od drugiej połowy czerwca zanotowaliśmy dobre tempo sprzedaży, porównywalne do zeszłorocznego, jeśli nie lepsze – zauważa Janusz Śmigielski z Grecos Holiday.
Z rozmów z biurami wynika też, że obok Grecji niezmiennie wśród biurowych bestsellerów królują też Turcja
i Egipt. Tuż za nimi plasować się mają Hiszpania, Tunezja, Maroko i Bułgaria.

Ostrożni optymiści
Mimo że bieżący rok trudno nazwać czasem prosperity, biura nie oceniają go jednak jako zupełnie straconego. – Ogólnie nie jest źle, bywało znacznie gorzej. Ale pas zaciśnięty będzie do sezonu 2011 – mówi Adam Drąg. Wtóruje mu prezes Orbisu. – Wiele elementów wskazuje na to, że rok 2010 będzie dla nas lepszy od zeszłego, ale na pełną ocenę jest jeszcze za wcześnie – podsumowuje Studnicki.
Wydaje się więc, że obniżki zadziałały i pomogły touroperatorom sprzedać zalegające produkty. Już w lipcu ceny zaczęły się piąć w górę. Nominalne wzrosty za pierwsze dwa tygodnie lipca to 340 zł, czyli 7 proc. więcej za jedną rezerwację niż w czerwcu tego roku. – To wyraźny sygnał, że sprzedaż nabrała rozmachu – podsumowuje Ewelina Koperska, product manager firmy Enovatis.



Trzęsienie ziemi w Triadzie
Były lider rynku turystycznego wprowadził poważne zmiany w firmie


W branżowym gigancie, unikając rozgłosu, zwolniono połowę zarządu. Co więcej, opracowana przez stary zespół nowa strategia została odrzucona. Jednak główne punkty tego planu i tak są wprowadzane w życie. Tyle że bez pomysłodawców.

Katarzyna Tarasiuk
Triada potrzebowała zmiany strategii od dawna. Pokazywały to wyniki finansowe – w 2009 roku obroty firmy spadły o 41,3 mln zł.
– Dlatego właśnie opracowaliśmy strategię poprawy jakości produktu. Była ona radykalna, co było konieczne. Nie mieliśmy czasu na powolne zmiany, bo traciliśmy rynek na rzecz konkurencji – tłumaczy były członek zarządu Andrzej Betlej. – Niestety, być może dla rady nadzorczej plan okazał się zbyt odważny. Po sygnałach rynkowych widzę jednak, że spora część naszych założeń jest wcielana w życie
– stwierdza.
Zarząd Triady został rozwiązany na dwa miesiące przed upływem kontraktu. Pracę straciło dwóch wiceprezesów – Jakub Puchałka i Andrzej Betlej. Wioletta Zarzycka pozostała
w firmie, jako dyrektor ds. produktu. Jarosław Jeschke przebywa natomiast na zwolnieniu lekarskim, które wziął na miesiąc przed restrukturyzacją.
Zmiany nastąpiły też na niższych szczeblach. Współpracę z firmą zakończył Jacek Dąbrowski, pełniący wcześniej funkcję dyrektora ds. finansów i relacji inwestorskich. Triada zarzuciła także pomysł wejścia na Giełdę Papierów Wartościowych, do którego szykowała się od 2008 r. – Mieliśmy plany wejścia na giełdę, ale na razie z nich zrezygnowaliśmy – potwierdza prezes Piotr Zawistowski.
Przyczyny tak poważnych zmian są złożone. – Ostatnie dwa lata były trudne dla branży turystycznej. Przekształcenia w Triadzie to próba dopasowania się do zmiennych warunków rynkowych – mówi Piotr Zawistowski. Byli członkowie zespołu uzupełniają tę ogólną wypowiedź. – Nasz zespół pracował nad nowym planem działania, odświeżonym podejściem do produktu. Nasze pomysły rzeczywiście mogły się wydać radzie nadzorczej radykalne. Ale najważniejsze założenia strategii jakości są wprowadzane – mówi ostrożnie Jakub Puchałka.
– Szkoda, że bez nas – dodaje Andrzej Betlej. Nie wiadomo, dlaczego współtwórcy projektu nie mogli wziąć udziału w jego realizacji.
Miesiąc temu Triada zatrudniła agencję Ciszewski PR. – Zadaniem nowej strategii firmy jest poprawa jakości produktu – mówi przedstawiciel agencji Marcin Roszkowski. Będzie się to odbywać między innymi przez poszerzenie oferty, wprowadzanie luksusowych wycieczek do nowych destynacji – stwierdza. Jednak dokładnie takie same cele miał poprzedni zarząd. Dlaczego więc został odwołany? Piotr Zawistowski tłumaczy, że zespół był powołany głównie po to, aby uczynić z Triady spółkę giełdową. Jednak nie da się ukryć, że miał także więcej zadań, dla których teraz zostały oddelegowane innye osoby.
Proces restrukturyzacji w firmie nadal trwa. Obecny prezes nie wyklucza kolejnych przekształceń. – W Triadzie możliwe są dalsze zmiany, przesunięcia osobowe, ale nieradykalne. Na razie, co zrozumiałe, zwiększyły się kompetencje najwyższego szczebla menedżerskiego.
Za późno na zmiany?
Według byłych członków zarządu jest już naprawdę późno na wprowadzanie zmian. – Firma zbudowała swoją markę na produktach niskiej jakości, sprzedawanych masowemu odbiorcy. To sprawdzało się w czasach dobrej koniunktury, podczas masowego napływu na rynek nowych klientów. – wyjaśnia Andrzej Betlej – Podczas spowolnienia gospodarczego ludzie zaczęli jednak uważniej patrzeć na jakość produktów, więc niska jakość na tle konkurencji dawała mizerne rezultaty. Inni reagowali szybciej. Efekty niedostatecznej jakości produktów firmy były wyraźnie widoczne na forach i w rankingach konsumenckich poświęconych turystyce i podróżom – stwierdza.
Z tym, że Triada reaguje za późno zgadza się wiceprezes zarządu ds. sprzedaży i marketingu Itaki. – Ta firma właściwie nie jest już dla nas konkurencją. Swój okres świetności miała trzy, cztery sezony temu, ale nie wykorzystała go do wprowadzenia zmian, które zaowocowałyby w przyszłości – stwierdza bezlitośnie Piotr Henicz, wiceprezes do spraw sprzedaży i marketingu.
Parkiet nie dla biur
Inną koncepcją Triady na nadanie firmie prestiżu i poprawę wizerunku było wprowadzenie jej na GPW.
Piotr Henicz jest przekonany, że ten pomysł od początku był błędem. – W Polsce biura podróży nie mają czego szukać na GPW. Przykładem tego jest Rainbow Tours, któremu nic to nie dało. Chcieli zwiększyć swój prestiż, ale wartość ich akcji przy emisji była większa niż teraz. I nie przełożyło się to na sprzedaż.
Według Henicza Triada poszła za złym przykładem, zamiast wykorzystać swoją dawną pozycję. Poza tym wejście na GPW to żaden problem, wcale nie trzeba w tym celu zmieniać całej firmy. Popełnili błąd – wyrokuje.
Z opinią wiceprezesa Itaki nie zgadza się Jacek Dąbrowski. Według niego wejście spółki na giełdę to korzyść zarówno dla jej klientów, jak i właścicieli, niezależnie od branży. – Spółki giełdowe są bardziej wiarygodne, bo muszą m.in. regularnie publikować swoje dane finansowe oraz informować rynek o wszystkich wydarzeniach ważnych dla firmy. Jest to korzystne również dla klientów. Poza tym dzięki giełdzie firma może szybciej pozyskać środki na rozwój od akcjonariuszy. Wejście na GPW nie jest łatwe, trzeba spełniać określone wymagania – dodaje. Również Jakub Puchałka uważa, że taki pomysł jest zasadny, ale zależy od warunków makroekonomicznych.
Trudno rozstrzygnąć, czy wejście na parkiet okazałoby się dla biura podróży zbawienne. Wszyscy zgadzają się natomiast co do jednego: Triada potrzebuje nowej jakości produktów i zmiany wizerunku marki. Im dłużej firma będzie się zastanawiała, w jaki sposób to osiągnąć, tym gorzej dla niej.



Piękne kobiety promują w Itace Minorkę
Jak się pokazać, aby być zauważonym?


Beztroska, radość i spontaniczność.
Z takimi cechami ma się kojarzyć nowa oferta firmy.
Itaka wraz z firmą Maxima Models oraz telewizją Polsat zorganizowała konkurs piękności Queen of Poland na Minorce. W trakcie wydarzenia została wybrana również Queen of Itaka. Tytuł otrzymała Bożena Janisiw, absolwentka UMCS i UW na kierunku dziennikarstwo. Miss nie dość, że wyróżnia się urodą, to jeszcze biegle włada pięcioma językami.
Jaki jest cel tej nietypowej promocji? Biuro Itaka chce skojarzyć piękno laureatki z pięknem Minorki, która debiutuje w ofercie biura. Piotr Henicz, wiceprezes zarządu, podkreśla: – Nasza królowa musi być osobą inteligentną i piękną, a poza tym radosną, spontaniczną, pogodną i beztroską, czyli taką jak wszystkie wakacje z Itaką.
Relację z wyborów można było obejrzeć pod koniec czerwca na antenie telewizji Polsat. W trakcie wydarzenia zorganizowano również konferencję prasową z udziałem wiceprezesa Piotra Henicza i ministra turystyki Minorki Lazaro Criado, który podziękował za wprowadzenie destynacji do oferty biura. MAK



Klienci bagatelizują ubezpieczenia zdrowotne
Biura powinny przypominać klientom o fakultatywnych możliwościach ubezpieczeniowych


Jak twierdzą przedstawiciele biur podróży, Polacy niezbyt często korzystają z Europejskiej Karty Ubezpieczń Zdrowotnych. Z drugiej strony, mimo zaleceń NFZ, same biura
nie informują o tej możliwości.

Karta EKUZ zapewnia jej posiadaczowi taki sam dostęp do publicznych placówek służby zdrowia, jaki mają obywatele kraju, w którym przebywa dana osoba. W przypadku krajów, w których uzyskanie świadczenia zdrowotnego jest płatne, wniesiona opłata zostanie zwrócona po powrocie do kraju. W praktyce jest jednak różnie. Zdarza się, zwłaszcza w Niemczech, a także w Grecji i Włoszech, że polskim turystom odmawia się dostępu do bezpłatnych świadczeń medycznych ze względu na brak paska magnetycznego, który umożliwia odczyt zawartych na karcie informacji. – Dlatego biura podróży powinny przypominać klientom, by zbierali rachunki za leczenie i w kraju mogli udokumentować koszty – apeluje NFZ i przypomina, że procedura odzyskiwania poniesionych kosztów trwa średnio od dwóch miesięcy w przypadku Niemiec do dwóch lat w przypadku Włoch czy Grecji.
– Każdy turysta udający się na zorganizowany wypoczynek jest najczęściej ubezpieczany od NNW I KL, czasem też od utraty bagażu – mówi Dariusz Pomprowicz, współwłaściciel biura podróż Madart. Jak przyznaje, w wyrabianiu EKUZ nie pośredniczy, ale z drugiej strony niewielu klientów o to pyta. Według Pomprowicza ich zainteresowanie jakimkolwiek ubezpieczeniem na wypadek choroby jest niewielkie. Wyjątkiem są osoby, które wyjeżdżają np. na nurkowanie, narty, trekking lub planują uprawiać sporty ekstremalne.
– One zazwyczaj są bardzo dobrze poinformowane o konieczności wykupienia ubezpieczenia rozszerzonego obejmującego np. leczenie w komorze dekompresyjnej dla nurków czy transport ze zbocza dla narciarzy – dodaje.
Nikt nic nie słyszał, nikt nic nie wie
Pracownicy biur podróży o karcie też niewiele słyszeli. Zapytani o EKUZ proszą o rozwinięcie skrótu po czym lakonicznie odpowiadają, że za to odpowiada Narodowy Fundusz Zdrowia. – Większość naszych klientów w wakacyjnych nastrojach nie myśli o takich sprawach – przyznaje szef biura Madart
Touroperatorzy jednak przyznają, że zalecają klientom dokładne czytanie warunków ubezpieczenia i sprawdzanie, do jakiej kwoty koszty leczenia są gwarantowane przez ubezpieczyciela.
– Częstym problemem jest różnica pojmowania definicji choroby przewlekłej przez firmy ubezpieczeniowe – mówi Pomprowicz i przytacza przykłady. – Pamiętam klientów, którym odmawiano zwrotu kosztów leczenia, tłumacząc, że nie wykupili ubezpieczenia dodatkowego od skutków chorób przewlekłych, czyli zawału serca jako skutku długoletniej choroby wieńcowej lub nadciśnienia tętniczego. EKUZ nie znajduje zastosowania również wtedy, gdy celem podróży było wyleczenie choroby, która wystąpiła jeszcze przed jej rozpoczęciem. Karta nie pokrywa też kosztów leczenia w niepublicznych placówkach ochrony zdrowia oraz opłat poniesionych w związku z transportem medycznym zarówno w kraju zdarzenia, jak i transportu medycznego albo transportu zwłok do Polski. Dlatego przed wyjazdem zagranicznym wyjazdem warto dodatkowo wykupić ubezpieczenie NNW.
Informuj dla własnego dobra
O możliwości wyrobienia Europejskiej Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego biuro podróży powinno poinformować każdego klienta, który wybiera się za granicę. Dzięki niej w przypadku zachorowania czy wypadku w obcym kraju turysta będzie objęty ubezpieczeniem zdrowotnym. Warto jednak zaznaczyć, że wśród krajów, w których obowiązuje EKUZ, nie ma Chorwacji, która jest jedną z bardziej popularnych destynacji wśród polskich turystów. OT

2010-08-16

powrót

 
Ludzie

»




»Beata Górka
, Rafał Górka właściciele biura HolidayCafe.pl w Tarnowskich Górach, laureaci konkursu Agent Roku 2024  » więcej



Newsletter

»

Zamów newsletter