Strona główna  |  Wydawnictwo  |  Wydania cyfrowe  |  Kontakt  |  Reklama

 
Artykuły » Raport WT

»

RAPORT Francyza WT 6/2014

Warto inwestować w dobrą markę Wybór jak najlepszej lokalizacji dla biura turystycznego to zdaniem franczyzobiorców najważniejszy warunek powodzenia licencjonowanego biznesu. Warto w niego zainwestować, bo znana marka daje większe szanse na sukces i poczucie bezpieczeństwa na konkurencyjnym turystycznym rynku.

A o tym, że coraz więcej jest chętnych do prowadzenia franczyzy mówią sami licencjodawcy. Biura takie jak Rainbow Tours czy My Travel w ostatnim roku podwoiły liczbę swoich franczyzowych biur. – W turystyce rynek się konsoliduje, jest spora konkurencja i małej firmie trudno byłoby się przebić. Przedsiębiorcy już nie mają wątpliwości, jakie są korzyści: gotowy pomysł, reklama, procedury, wystrój, obrandowanie – wylicza Michał Skubiszewski, pełnomocnikiem zarządu Polskiej Organizacji Franczyzodawców. Jak mówi, zwłaszcza w branży turystycznej jest to opłacalny biznes. Wystarczy porównać koszty otwarcia biura. W turystyce to średnio 35 tys. zł, a w gastronomii na otwarcie franczyzy trzeba mieć nawet 200 tys. zł. Jego organizacja zrzesza największe firmy franczyzowe w Polsce, wśród nich również turystyczne. Czuwa nad procedurami umów pomiędzy partnerami w tym biznesie i przyznaje certyfikaty wiarygodności na podstawie  Europejskiego Kodeksu Etyki Udzielania Franczyzy.

Po spodnie i wycieczkę

Dominik Kras zainwestował w biuro pod szyldem My Travel dwa lata temu. Zdecydował się na otworzenie salonu w najbardziej popularnej w Tarnowie Galerii Gemini. Jak mówi, miało to sens, bo ruch w centrum handlowym jest ogromny. – Dlatego to miejsce jest świetne. Ludzie idą kupić spodnie, a wracają z wycieczką, ale minusem jest spory czynsz jaki płacimy – przyznaje Kras i podkreśla, że w tak dobrej lokalizacji trzeba zapłacić nawet do 10 tys. zł. miesięcznie za wynajęcie salonu. Mimo to, jak mówi, interes się opłaca, a biuro już po roku zaczęło przynosić zyski. Wysoki czynsz to zresztą niejedyny koszt, jaki ponosi franczyzobiorca. Już na wstępie podpisania umowy z biurem turystycznym trzeba zapłacić opłatę licencyjną. W jego wypadku było to 10 tys. zł. Do tego dochodzi koszt urządzenia biura, który wynosi ok. 20 tys. zł. – Mnie zależało, żeby salon prezentował się rzeczywiście dobrze, bo wygląd ma znaczenie, klienci zwracają na to uwagę – argumentuje Kras. W jego biurze są wielkie palmy i kasetony świetlne z rybkami lub plażą. – Moim zdaniem warto też zainwestować w jakąś kampanię promocyjną, na przykład w lokalnym radiu i na nośnikach reklamy zewnętrznej. My często bierzemy udział w eventach organizowanych w naszej galerii – dodaje Kras. Poleca wybrać lokalizację dla biura w galerii handlowej w dużym mieście, bo warto. Chociaż pracuje siedem dni w tygodniu, po 12 godzin dziennie, wymieniając się z jeszcze jednym pracownikiem, to sprzedaż się zwiększa, a współpraca w My Travel dobrze się układa. Agnieszka Gujgo, prezes zarządu Urlopy.pl potwierdza, że rzeczywiście franczyzodawcy generalnie wolą, żeby ich licencjonowane punkty były w centrach handlowych. – U nas to nie jest wymóg, ale to oczywiste, że teraz więcej ludzi udaje się na zakupy do galerii. Dlatego my sugerujemy, żeby to były punkty handlowe, z dużym ruchem klientów – tłumaczy Gujgo. Urlopy.pl mają 14 biur franczyzowych w całej Polsce. Biuro na razie bardziej skupia się na wzmacnianiu działalności swoich licencjobiorców, a mniej na powiększaniu siatki franczyzobiorców. Agnieszka Gujgo przyznaje, że nie zawsze biznes w turystycznej franczyzie kończy się sukcesem. Z kilkoma partnerami firma musiała się rozstać. – Niektórzy nie radzili sobie z własnym biznesem, nie generowali obrotów. Ci, którzy jednak pozostali okrzepli na tym rynku, odbyli szkolenia i największe trudności mają za sobą – dodaje Gujgo i radzi nowym franczyzobiorcom, by przede wszystkim pamiętali o utrzymaniu płynności finansowej. Zapewnia, że mimo trudności, to świetny biznes, zwłaszcza dla osób bez doświadczenia w branży.

Przygotować się na gorsze czasy

Duże doświadczenie w prowadzeniu franczyzy ma Jacek Malinowski, który zainwestował w dwa biura Rainbow Tours  w Bydgoszczy. Obecnie zatrudnia cztery osoby. – Kiedy zaczynaliśmy z pierwszym biurem, mieliśmy znacznie mniej wymogów dotyczących wystroju salonu. Przy drugim wystrój: meble, kafelki, wykładzina, tapicerka, kolor ścian, krzesła, lampy, a nawet fuga w łazience,  wszystko musiało być dokładnie zrobione według wytycznych biura – mówi Malinowski. W wystrój pierwszego salonu, który powstał w 2004 r. trzeba było zainwestować zaledwie 8–9 tys. zł. Kolejne biuro, które powstało trzy lata później kosztowało już 30 tys. Pierwszy salon zwrócił się po dwóch miesiącach, drugi po pięciu. Przedsiębiorca płaci wynegocjowany procent od obrotu, którego nie ujawnia i opłatę marketingową, która wynosi 0,5–1 proc. miesięcznego obrotu. – Jest duży nacisk na zwiększanie progów sprzedażowych dlatego ważne jest, by nie stawiać sobie, zwłaszcza na początku, zbyt wysokich progów w negocjacjach z licencjodawcą. Trzeba jednak zawsze być przygotowanym na gorsze czasy i lepiej nie oferować zbyt wiele – radzi Malinowski. Zanim zaczął działać pod szyldem Rainbow Tours prowadził przez 10 lat własne biuro podróży. Przekonał się jednak, że w tej branży duży może więcej. Dziś doradziłby  nowicjuszom znalezienie dobrego lokalu w centrum miasta i koniecznie na parterze. Uważa też, że trzeba dobrze się zastanowić, zanim wybierze się licencjodawcę. – Należy koniecznie poznać ofertę turystyczną tego organizatora i zwrócić uwagę czy pozwoli on na wiązanie się z innymi biurami – zaznacza Malinowski. On sam nie ma ściśle ustalonych reguł, co do liczby dodatkowych umów z innymi touroperatorami. Jak mówi, w tej kwestii, stara się po prostu zachować zdrowy rozsądek i na przykład nie nawiązywać współpracy z głównymi konkurentami Rainbow Tours. Inni franczyzobiorcy radzą, by przed otwarciem własnego punktu licencjonowanego zabezpieczyć się finansowo. Na wypadek na przykład załamania rynku. Warto mieć 30–60 tys. zł. na gorsze czasy.

Dobrze poznać branżę

Wielu franczyzobiorców przypomina sobie, że kiedy zaczynali działać w branży turystycznej, to był jak skok na głęboką wodę. – Nie miałem zielonego pojęcia, jak prowadzić ten biznes, mimo że studiowałem turystykę. Z większym biurem jest łatwiej zacząć, bo na rynku jest duża konkurencja, wszystkiego można się nauczyć. A to nie jest łatwy biznes – ostrzega Dominik Kras z My Travel.  I dlatego szkolenia są dla franczyzobiorców kolejnym ważnym warunkiem powodzenia licencjonowanego biznesu.  Przekonał się o tym Tomasz Siwiński, który swoją franczyzę prowadzi w Pruszkowie pod szyldem Urlopy.pl. – Zatrudniłem na początku doświadczoną pracownicę, ale to się nie sprawdziło. Po jakimś czasie sama odeszła, a ja i tak musiałem nauczyć się wszystkiego sam – wspomina Siwiński. Teraz nie zatrudnia nikogo i prowadzi dodatkowy biznes, bo jak przyznaje, usługi turystyczne, które prowadzi od dwóch lat jeszcze nie zaczęły na siebie zarabiać. Radzi, by przynajmniej miesiąc przed otwarciem biura zainwestować we własne szkolenia, a nie opierać się na innych. Płaci 200 zł. miesięcznie opłaty promocyjnej. Ale już gadżety dla klientów kupuje sam, ostatnio zainwestował w ręczniki plażowe, które mają towarzyszyć sprzedaży letniej oferty. – Oczywiście marzyłbym o tym, żeby być właścicielem sieci, ale to może w przyszłości, teraz nie widzę konieczności zmiany, zawsze mam się na kim oprzeć do kogo zadzwonić w sprawie problemu, to wygodne – podsumowuje Siwiński. I właśnie ten komfort i poczucie bezpieczeństwa franczyzobiorcy cenią sobie najbardziej. W trudnych czasach przetrwają najlepsi, ale niekoniecznie ci najwięksi. Trzeba związać się z silną, ale dobrze zarządzaną marką i o tym przede wszystkim powinni pamiętać przyszli kontrahenci. MB

 

2014-04-14

powrót

 
.

»



Newsletter

»

Zamów newsletter