Strona główna  |  Wydawnictwo  |  Wydania cyfrowe  |  Kontakt  |  Reklama

 
Artykuły » Regiony

»

Jak zdobyć Dziki Zachód?

Amerykański POiT angażuje regiony w promocję Polski w Stanach.Do wzięcia jest ponad 30 miliardów dolarów. Żeby dokonać skoku na amerykańską kasę, wystarczy dobra promocja regionów – stwierdza dyrektor nowojorskiego POiT Jan Rudomina.

Magdalena Kowalska

Ubiegłego lata do krajów zamorskich wyjechało 25 mln Amerykanów. To szacunki AAA, jednej z największych sieciowych agencji turystycznych w Stanach Zjednoczonych, publikowane w maju 2009 r. Na te podróże mieszkańcy Stanów wydali ok. 30,7 mld dol. Jak przekonują pracownicy POiT w Nowym Jorku, te pieniądze w kolejnych latach mogą trafić również do Polski, pod warunkiem jednak, że rodzima branża będzie wiedziała, jak zaistnieć na największym rynku turystycznym świata.

– Nasz największy problem? Ludzie w Polsce kompletnie nie mają pojęcia, jak ten biznes funkcjonuje za tzw. wielką wodą – tłumaczy Jan Rudomina. – Tu są całkowicie inne warunki – dodaje. Aby umożliwić ich poznanie, amerykański POiT postanowił zapraszać przedstawicieli polskich regionów do Nowego Jorku. Na miejscu osoby odpowiedzialne za promocję będą miały szansę porozmawiać z touroperatorami i poznać oczekiwania turystów. Z zaproszenia Rudominy skorzystał już Śląsk. Witold Czyż z wydziału promocji śląskiego urzędu marszałkowskiego, który uczestniczył w wyjeździe, po powrocie do Polski nie mógł nadziwić się mechanizmom sprzedaży ofert tamtejszym klientom. – Nie przypuszczałem, że produkty na rynek amerykański trzeba przygotowywać z takim wyprzedzeniem – opowiada.

– Turyści ze Stanów interesują się kulturą. Wypytywano mnie na przykład o Rok Chopinowski, a ja nie byłem w stanie podać terminów konkretnych wydarzeń, bo ich zwyczajnie nie było – ubolewa Czyż. Okazało się, że żeby zainteresować ich takim wydarzeniem, trzeba mieć zamknięty program przynajmniej na rok przed imprezą. – My nie mieliśmy o tym pojęcia, ale na przykład Niemcy, którzy promowali ESK 2010 w Zagłębiu Ruhry, robili to z bardzo dużym wyprzedzeniem – opowiada Witold Czyż. – Wszystko było szczegółowo zaplanowane już w 2008 r. Dzięki temu osoby zainteresowane miały możliwość zabukować bilety. W przypadku turystów ze Stanów to przecież trochę trwa – dodaje. Uwagę Czyża zwróciły też inne sposoby promocji turystycznej oferty. – Tam to idzie w zupełnie innym kierunku – przekonuje. – Częściej korzysta się z nowych mediów, dużo większy nacisk kładzie się na promocję w internecie. Dużo poważniej traktuje się też social media takie jak Facebook czy Twitter jako narzędzie do promowania państw czy regionów – opowiada.

– Osoba, która do nas przyjechała, miała oczywiście biurko do swojej dyspozycji, ale co ważniejsze, miała dostęp do naszej wiedzy, do know-how – tłumaczy Jan Rudomina. – Krótko mówiąc, mogła obserwować, jak ten cały biznes turystyczny w Stanach się robi. Kim jest i czym interesuje się człowiek, który chce nas odwiedzić – dodaje. Jak zauważa Rudomina, dla Amerykanów liczy się przede wszystkim kultura, rozumiana jako uczestnictwo w różnych wydarzeniach, ale też chęć poznania architektury, muzyki, a nawet kuchni. – Myśmy zaczęli bardzo mocno promować turystykę poprzemysłową – mówi Rudomina. – Jest cała masa obiektów, gdzie można pojechać, obejrzeć urządzenia, nacisnąć guzik i zobaczyć, jak pracują. Amerykanie już nie chcą uprawiać turystyki w stylu sightseeing, teraz na topie jest sightdoing, czyli aktywne poznawanie otoczenia. Nie tylko patrzenie zza szyb autokaru – przekonuje. Śląskie postawiło na Pszczynę i browar w Tychach. – Zaletą tych obiektów jest to, że są w niewielkiej odległości od Krakowa czy Częstochowy – tłumaczy Witold Czyż. – To miasta z listy najchętniej wybieranych przez Amerykanów miejsc. Chcemy podczepić się pod ich popularność i zachęcić do odwiedzenia położonych niedaleko atrakcji Śląska – tłumaczy.

Dlaczego warto promować się za wielką wodą? Odpowiedź jest prosta. Podróżujący Amerykanie wydają masę pieniędzy. Jak wynika z danych Travel Industry Association of America, mieszkańcy Stanów przebywają za granicą średnio 17 dni, a w związku z jedną podróżą wydają 3210 dol., z czego 1476 dol. na bezpośrednie wydatki w odwiedzanym kraju. – To jest suma przeznaczona tylko na przyjemności i pamiątki – komentuje Jan Rudomina. – Nie mieści się w niej zakup biletu lotniczego i rezerwacja hotelu, czyli te podstawowe rzeczy. Na co Amerykanie wydają pieniądze? Przede wszystkim na jedzenie. A potem na zakupy. Co kupują? Bóg jeden raczy wiedzieć. Praktycznie wszystko – zapewnia. Zdaniem Rudominy promocji za oceanem nie należy zaniedbywać nawet w obliczu kryzysu. Jak podaje Travel Industry Association of America, 90 proc. przebadanych przez nie respondentów uważa, że kraj jest w stanie recesji, ale jednocześnie 60 proc. z nich twierdzi, że podróżowanie jest tak ważne dla ich zdrowia psychicznego i stylu życia, że nie dopuszczą, aby warunki ekonomiczne wpłynęły na ich plany. Ponad połowa Amerykanów deklaruje też, że zamierza odbywać podróże w celu zaspokojenia osobistych zainteresowań, bez względu na odległość.

2010-01-16

powrót

 
Sylwetka

»




»Katarzyna Krawiczyńska, właścicielka biura Herkules Express w Słupsku  » więcej





Newsletter

»

Zamów newsletter