Strona główna  |  Wydawnictwo  |  Wydania cyfrowe  |  Kontakt  |  Reklama

 
Artykuły » Destynacje

»

Moda na Afrykę przybiera na sile

Kongo i Uganda zaczynają walkę o masowego turystę Polskie biura zajmujące się bardziej ekstremalnymi odmianami podróżowania coraz częściej odkrywają dla turystyki zupełnie nieznane dotąd destynacje. Niedawno ze wschodniego Konga i Ugandy wróciła wyprawa poznańskiego biura podróży Logos Travel. Właściciel biura zapowiada: to kierunek z przyszłością.

Jeszcze do niedawna wschodnia część Konga była niedostępna ze względu na wojnę domową i związane z nią niebezpieczeństwa. Teraz sytuacja się normalizuje, chociaż, jak mówi Marek Śliwka, nadal czuć tam zapach prochu.
Ruch turystyczny już się zaczął
– najwięcej turystów przyjeżdża tu z Belgii i Francji, a także z Niemiec, USA i Australii. Istnieje już baza hotelowa oparta na sieci obiektów jeszcze sprzed wojny.
Część obiektów w Gomie, stolicy najbardziej niespokojnej wschodniej prowincji, powstała na potrzeby stacjonujących tu żołnierzy ONZ, których liczne bazy znajdują się w okolicy. Przy piaszczystych ulicach w centrum miasta pojawiają się pierwsze klimatyczne restauracje, gdzie można pograć w bilard i pośpiewać karaoke. Kongo powoli staje się interesującą propozycją dla bardziej masowego klienta.
– Uczestnicy mieszkają w Gomie i na pobliskich misjach w skromnych, ale przyzwoitych warunkach. Po Kongo trzeba podróżować z pomocą miejscowego biura i w towarzystwie ochrony, w naszym przypadku były to dwa dżipy i 12 żołnierzy – opowiada Marek Śliwka, właściciel biura Logos Travel.
Ponad Gomą wznosi się stożek wulkanu o wysokości 4 tys. m n.p.m. Organizowane są tam dwu-, trzydniowe trekkingi, których największą atrakcją jest spojrzenie w otchłań krateru, w którym bulgocze czerwona lawa.
Turystów przyciąga też Park Narodowy Wirunga, gdzie żyją największe goryle na świecie. Żeby je zobaczyć, trzeba się przedzierać z miejscowym tropicielem przez zbity gąszcz lasu tropikalnego na wysokości 2,5-3 tys. m n.p.m. Poszukiwanie stada może trwać kilka godzin, ale nagrodą jest możliwość podglądania życia gorylej rodziny, jej sposobów komunikowania się i zalotów.
W Kongo jest już sporo biur turystycznych, które działają z coraz większym rozmachem. Eksperci przewidują, że kraj ten lada moment stanie się modnym kierunkiem, podobnie jak sąsiednia Uganda. Jedną z głównych atrakcji jest tam rafting na Białym Nilu. Grupa eksploracyjna Logos Travel dokonała tam już prawdopodobnie pierwszego polskiego spływu na tej trasie.
Uganda ma znakomite zaplecze hotelowe, ceny nie należą do najniższych, ale obejmują także koszt ochrony. W trzygwiazdkowym hotelu nad Jeziorem Wiktorii pokój dwuosobowy kosztuje ok. 80 dol. Zarówno biur turystycznych, jak i turystów jest tu więcej niż w Kongu.
– Nasze biuro zaczyna wchodzić do Czarnej Afryki, to bardzo przyszłościowy kierunek. Turyści, którzy byli z nami na tej wyprawie, zapowiadają, że jeszcze tu powrócą. Afryka ma bowiem specyficzną magię i moc przyciągania – stwierdza Marek Śliwka. GM


Kolumbia otwiera się na turystów
Sytuacja gospodarcza i polityczna Kolumbii się poprawia


Tym krajem od lat targają konflikty. Mało kto potrafi wymienić główne kolumbijskie miasta, mniejszą trudność sprawia nazwanie nękających ten kraj problemów. Południowoamerykański kraj pokazuje jednak nową twarz.

Wybór Juana Manuela Santosa na prezydenta Kolumbii można uznać za przełom. Pod rządami nowego prezydenta siły partyzanckie, w tym Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii, zostały zredukowane do małych oddziałów zajmujących odosobnione terytoria.
Korzystne zmiany to jednak nie tylko poprawa bezpieczeństwa. Sytuacja gospodarcza Kolumbii poprawia się dzięki restrykcyjnej polityce budżetowej, dążeniom do redukcji zadłużenia sektora publicznego i nastawionej na eksport strategii rozwoju gospodarczego. Rząd wprowadził także programy socjalne, takie jak Narodowy Plan Rozwoju 2006-2010 czy generalny system kształcenia zawodowego. W ten sposób chce zmniejszyć nierówności społeczne i ułatwić uboższym obywatelom dostęp do edukacji i ochrony zdrowia. Południowoamerykański kraj przeżywa boom naftowy. Zapomniane miasteczka takie jak zdominowane wcześniej przez marksistowskich partyzantów Rubiales wznowiły produkcję. Zagraniczni inwestorzy znów podpisują kontrakty. Turystyce sprzyja także usprawnienie transportu publicznego, czego przejawem jest choćby nowy system TransMilenio, składający się z dziewięciu szybkich linii autobusowych kursujących na terenie Bogoty.
Turyści wciąż boją się Kolumbii
W Polsce wyprawy w tym kierunku nie są jeszcze popularne. – Ludzie nadal obawiają się wyjeżdżać do Kolumbii, nie dowierzają doniesieniom o tym, że sytuacja się poprawiła – mówi Beata Zegarska z biura podróży Atlantyda Travel. – Poza tym wiadomo, że wyjazd tam to ciągłe zwiedzanie. Jednak nie każdy lubi co noc spać w innym hotelu
i cały dzień robić zdjęcia – dodaje.
W Triadzie wyjazdy do Kolumbii organizowane są od roku. – Na razie mamy tylko pojedyncze rezerwacje – przyznaje Joanna Karczewska, odpowiedzialna w firmie za promocję tej destynacji. – Były też pytania o bezpieczeństwo, o to, czy w pobliżu hotelu nie było żadnych zamieszek. Nie zgodzę się natomiast, że w Kolumbii można tylko aktywnie wypoczywać. My oferujemy też wczasy na wyspach Rosario, gdzie wycieczki są fakultatywne.
Czy wizerunek kraju się zmieni?
Według Beaty Zegarskiej z Atlantyda Travel stabilna sytuacja polityczna
i gospodarcza w Kolumbii musi potrwać jeszcze co najmniej rok, aby kraj ten mógł konkurować na przykład z Kubą.
Pracownicy biur podróży liczą też na fora poświęcone podróżom. – Na wielu portalach, takich jak TripAdvisor.com kolumbijskie hotele są oceniane na excellent, czyli mają najwyższy standard – cieszy się Marcin Roszkowski zajmujący się PR Triady. – To powinno przynieść efekty po jakimś czasie. Zwłaszcza że w Kolumbii jest co oglądać. Sam właśnie stamtąd wróciłem z Kolumbii
i przyznam, że jestem bardzo zadowolony – mówi.

Ruch turystyczny w Kolumbii
100 000 turystów odwiedziło Kolumbię w 2000 r.
300 000 osób przyjechało do tego kraju w 2003 r.
3 000 000 przekroczyła liczba odwiedzających w 2009 r.
WNIOSEK: W latach 90. przychody z turystyki stanowiły 5,59 proc. PKB, w 2008 r. wartość ta wzrosła do 5,9 proc. World Travel and Tourism Council przewiduje, że w 2018 r. wyniesie 6,2 proc.


Tramping obniża koszty dwukrotnie

O tym, jak tanio sprzedawać drogą Islandię, z Jackiem Grzymałą, właścicielem biura podróży Klub Turystyczny „Podróżnik”, rozmawia Grzegorz Micuła.

Co trzeba zrobić, żeby taniej zorganizować wycieczkę na Islandię?
Wyjazdy do tak drogiego kraju organizujemy zwykle metodą trampingową. Na wyspie mieszka się w namiotach, szałasach czy schronach górskich lub w zaprzyjaźnionych szkołach, czasem nawet na kempingach. Warunki noclegów są raczej spartańskie, klienci mają własne materace
i śpiwory, zdarza się, że (dla przyjemności, oczywiście) spędzają noc
w przytulnej jaskini wulkanicznej koło Vik. Jeśli ktoś chce spać pod dachem, dowozimy go do najbliższego schroniska. Taki system to oczywiście nie to samo co spanie w wygodnym hotelu, ale za to znacznie obniża koszty pobytu. Z higieną nie ma problemu, wszędzie są rzeki i jeziora z czystą źródlaną wodą, w wielu miejscowościach są baseny lub źródła termalne, gdzie za darmo lub za niewielką opłatą można się wykąpać w gorącej wodzie.
Żywność w większości kupujemy już na miejscu w tanich supermarketach ze względu na zakaz przywożenia powyżej 3 kg produktów żywnościowych. Nie wolno też wwozić tam surowej żywności, odpadają więc sery czy wędliny, jak tradycyjne kabanosy czy sucha krakowska. Mamy ze sobą butle gazowe i sami sobie gotujemy posiłki. W Rejkiawiku tradycyjnie idziemy do pizzerii koło portu, gdzie pracuje zaprzyjaźniony Polak. Kto chce, może oczywiście pójść do restauracji. Na Islandię przypływamy promem z Danii, na całej trasie mamy polski autobus, częściej mikrobus, którym podróżujemy. Zabiera on turystów z bagażami spod domu i tam ich odwozi po wycieczce.
Czy na Islandii rzeczywiście jest tak bardzo drogo?
Islandia nieco staniała po kryzysie, który bardzo dotknął ten kraj. Ceny nieco spadły, ale niewiele. Nadal drogie są żywność i hotele, a niektóre turystyczne atrakcje, jak Błękitna Laguna czy wycieczka na wieloryby, wręcz podrożały. Drogie jest mięso. Litr oleju napędowego kosztuje ok. 180 koron islandzkich, czyli mniej więcej 1 euro. Cen paliwa pilnuje tutejszy urząd ochrony konsumentów.
Jak kształtuje się cena pana wycieczki w porównaniu z islandzką ofertą innych biur?
Dzięki systemowi trampingowemu możemy zaoferować ponad dwa razy niższe ceny niż tradycyjne siedmio-, dziewięciodniowe grupy samolotowo-hotelowe, mimo że nasz wyjazd trwa 24 dni.
Jeździmy w maksymalnie trzy mikrobusy dla zapewnienia sprawnego podróżowania. Nasz system wymaga doskonałej znajomości kraju, ponieważ nie mamy miejscowego przewodnika, musimy sobie sami radzić z programem i organizacją.
Byłem na Islandii wielokrotnie, pierwszy raz dotarłem tu w 1983 r.
z wyprawą naukową zorganizowaną przez koło PTTK przy ówczesnym SGPiS (obecnie SGH). Teraz wyprawy mikrobusami organizuję we współpracy z Towarzystwem Przyjaźni Polsko-Islandzkiej. Co roku przywożę tu 60-70 polskich turystów. Zainteresowanie jest duże. Nie zabiegam specjalnie o zwiększenie liczby wypraw czy uczestników ze względu na krótki sezon od czerwca do sierpnia, kiedy można tu przyjeżdżać. Poza sezonem bywają problemy z nie najlepszą pogodą i wiele obiektów turystycznych jest pozamykanych. Staram się nie odmawiać zainteresowanym i zorganizować tyle wyjazdów, na ile jest zapotrzebowanie.
W tym sezonie mimo kryzysu organizujemy sześć grup, w sumie z moją firmą wyjedzie na Islandię 45 osób. Ilość trafiających tu co roku turystów z Polski szacowana jest na kilkaset osób.

Jacek Grzymała, właściciel biura podróży Klub Turystyczny „Podróżnik”. Jego firma od kilku lat wysyła najwięcej polskich turystów na Islandię.

2010-08-16

powrót

 
Sylwetka

»




»Katarzyna Krawiczyńska, właścicielka biura Herkules Express w Słupsku  » więcej





Newsletter

»

Zamów newsletter